Morze Bałtyckie jest już w zasięgu ręki! W 10 dniu naszej wyprawy rowerowej witamy Bałtyk w Nowej Pasłęce. To był niezwykle ekscytujący i wymagający dzień. Zrobiliśmy 129 km, by przywitać Morze Bałtyckie.
Dzień podróży: 10
(wcześniejszy dzień podróży opisany jest TUTAJ
Data: 15.07.2018
Ilość przejechanych kilometrów: 129 km
Trasa: Sępopol – Bartoszyce – Górowo Iławeckie – Braniewo – Nowa Pasłęka – Frombork
Poniżej 10 dzień podróży. Na pierwszej mapie zaznaczyłam Wam trasę przejechaną w 10 dniu wyprawy, a na drugiej zobaczycie jak ten fragment wygląda na tle całego tripu nad Morze. Jeśli chcecie wiedzieć więcej na temat tej trasy zajrzyjcie TUTAJ.
Zachwycające „Siedlisko pod Dębami”
Dzień wcześniej zatrzymaliśmy się w Siedlisku pod Dębami, o którym pisałam już we wcześniejszym artykule. Z uwagi na to, że dnia poprzedniego zaraz po prysznicu poszliśmy spać, dopiero rankiem mogliśmy zrobić mały obchód podwórza i całej agroturystyki, w której się zatrzymaliśmy. Słoneczny poranek dodatkowo podkręcał zieleń, która nas otaczała, przez co cały ogród wyglądał jeszcze bardziej magicznie.

Wszystkie atrakcje znajdujące się na terenie Siedliska pod Dębami były dopracowane z gustem i spójnie nawiązywały do charakteru gospodarstwa. Ogród zadbany i wyposażony we wszystko, co potrzebne do relaksu: staw, wiatę z grillem, miejsce na rowery. Oprócz tego rzuciły mi się w oczy detale w postaci starej lampy czy grządki z ziołami. Wszystko zaprojektowane ze smakiem i dobrym stylem.
Sępopol – wizyta w kościele
Od Romankowa do Sępopola dzieliło nas niecałe 4 km. Na trasie padła okrągła liczba – 1 000 przejechanych kilometrów. Podróżując w niedzielę, wstąpiliśmy do kościoła świętego Michała Archanioła w Sępopolu na poranną Mszę Świętą.

Oprócz kościoła w Sępopolu nic innego nie przykuło naszej uwagi. Dodatkowo miasto było w remoncie, rozkopane ulice uniemożliwiały nam płynną jazdę.

Bartoszyce
Przed południem zawitaliśmy do kolejnego punktu naszej wycieczki – Bartoszyc. Niestety zastaliśmy miasto totalnie rozkopane, wyglądało niemal jak po trzęsieniu ziemi. Jakimś trafem dotarliśmy do Żabki, jedynego otwartego w tym dniu sklepu w okolicy rynku, by zaopatrzyć się w wodę i przekąski na dalszą drogę.

Poruszanie się po rynku w Bartoszycach było właściwie niemożliwe. Postanowiliśmy chwilę odpocząć i ruszać dalej.

Coraz bliżej celu
W tym dniu nie zabrakło również tras szutrowych, łanów pól oblanych letnim słońcem oraz prawie bezchmurnego, błękitnego nieba. Niektóre z kadrów, o których Wam teraz piszę, udało nam się zatrzymać na fotografiach. Artur uchwycił mistrzowsko mnie na rowerze na tle przestrzeni i drogi aż po horyzont. Od razu pochwalę się i zdradzę Wam, że to zdjęcie wygrało w jednym z konkursów, w którym wzięłam udział, dzięki czemu mogliśmy pojechać na Maltę z 500 zł rabatem.


W południe słońce mocno przygrzewało, powodując dodatkowe zmęczenie i spadek energii. Pot lał się z czoła, a my marzyliśmy o skryciu się i odpoczynku w miejscu, gdzie będzie dobre, regionalne jedzenie. Wyszukaliśmy restaurację w najbliższym miasteczku, w Górowie Iławiecim i tam zmierzaliśmy z myślą o kulinarnym relaksie.

Regionalne smaki w restauracji Natangia
W tym dniu w restauracji Natangia odbywała się jakaś impreza zamknięta, więc cała obsługa była mocno zajęta. Trudno było do kogokolwiek zagadać, czy będzie szansa przyrządzenia dla nas jakiegoś dania. Byliśmy bardzo głodni, więc wbiłam na kuchnię do zapracowanych Pań i dostałam informację, że nie powinno być problemu, możemy zamawiać wszystko co jest w karcie. I to nam się podoba!
Rosół z kołdunami Lężnie
W restauracji Natangia rozgościliśmy się na tarasie. Zamówiliśmy razem rosół z kołdunami na pierwsze danie. Dodatkowo ja wzięłam łężnie nadziewane kiszoną kapustą w sosie grzybowym, a Artur – wielki fan ziemniaków w każdej postaci, wybrał cepeliny podawane z zestawem surówek.
Cepeliny z zestawem surówek w restauracji Natangia
6 km do Morza Bałtyckiego
Pewnie myślicie, że zaraz po obiedzie przeteleportowaliśmy się prosto nad Morze. Niestety tak nie było. Zostało nam jakieś 60 km do Nowej Pasłęki i powiem szczerze, że odcinek ten pokonywaliśmy nieco sfrustrowani. Naszą szybkość ograniczał mocny wiatr i pełne brzuchy. Dopiero dojeżdżając do Braniewa (które osobiście uważam za urocze i zadbane miasto), poczuliśmy ekscytację, że już za chwilę zobaczymy Morze!

Dotarliśmy! Ale to jeszcze nie koniec naszej wyprawy!
Udało się! Widok Morza aż po horyzont mówi sam za siebie. Byliśmy bardzo szczęśliwi, że udało nam się dotrzeć nad Bałtyk rowerami pokonując ponad tysiąc kilometrów. Taką chwilę należało godnie uwiecznić, no i jest! Na zdjęciu mocno przytrzymujemy rowery, które przy silnym wietrze o mało nie wpadłyby nam do wody. Chwila odpoczynku i ruszamy malowniczą trasą wzdłuż Bałtyk w kierunku Fromborka.

Przystanek – Frombork
Zachód słońca we Fromborku Mamy za sobą 1128 km na rowerze!
Dotarliśmy do Fromborka o zachodzie słońca. Udało nam się jeszcze chwilę rozkoszować nadmorskimi widokami i musieliśmy uciekać w stronę campingu. Tę noc spędziliśmy w namiocie, i tak jak po każdym dniu – po kolacji padliśmy! Ten dzień był dla nas bardzo pomyślny – na liczniku stuknęło 1128 km.