Kolejny dzień rowerowych wzywań. Tym razem przemierzamy okolice dobrze mi znane, moje ukochane Roztocze łącznie z Góreckiem Kościelnym i Zwierzyńcem, by dotrzeć do Zamościa. Wyspani i zregenerowani po noclegu w Tarnogrodzie, ruszamy na północ Polski!

Dzień podróży: 2
Data: 07.07.2018
Ilość przejechanych kilometrów: 108
Trasa: Tarnogród, Korchów Pierwszy Pisklaki, Aleksandrów, Górecko Kościelne,
Górecko Stare, Zwierzyniec, Brody Małe, Brody Duże, Niedzieliska, Kąty Pierwsze,
Zamość, Skierbieszów.
Zobaczcie jak ten odcinek wygląda na mapie. Różowym kolorem zaznaczyłam odcinek dnia drugiego naszej wyprawy. Szczegółową mapę rowerową znajdziesz TUTAJ.

Pogoda doskonała! Wstajemy, przecieramy oczy, na dworze jest słonecznie, ale nie za gorąco. Jemy śniadanie, ja przywdziewam swoją białą koszulę, napełniamy bidony, kaski na głowę i w drogę! Żegnamy się z moją rodziną i ruszamy przed siebie.


Owocowy przystanek
Smaki lata: dojrzałe porzeczki i słodkie maliny. Tym wszystkim Lubelszczyzna może ugościć podróżujących. Jesteśmy w okolicy Pisklak, kierujemy się w stronę Roztocza. Jazda polnymi drogami ma swój nieodparty urok. Oprócz owoców na drodze można ujrzeć też takie detale jak na zdjęciu poniżej.

Roztoczański Park Narodowy
Szlakiem Greev Velo dojechaliśmy do miejscowości Górecko Kościelne, minęliśmy kościół pw. św. Stanisława Biskupa Męczennika i skręciliśmy się w stronę Górecka Starego. Tam czekał na nas zielony szlak w Roztoczańskim Parku Narodowym. Trasa przepiękna. Oprócz zieleni lasu i ogromu roślinności na trasie znajduje się zagroda koników polskich. Dalej minęliśmy Floriankę i w ekspresowym tempie dotarliśmy do Zwierzyńca w okolicy stawów Echo.
Zagroda koników polskich na terenie Roztoczańskiego Parku Narodowego



Zwierzyniec – serce Roztocza
Zwierzyniec przemierzaliśmy już kilkukrotnie, m.in. podczas naszej majówkowej wyprawy rowerowej. Kościółek na wodzie, Browar Zwierzyniec, stawy Echo i inne atrakcje znane są nam bardzo dobrze. To miejsce naprawdę przyjazne rowerzystom i turystom. My jednak dłuższą przerwę zaplanowaliśmy tego dnia w Zamościu. W Zwierzyńcu zatrzymaliśmy się jedynie, by skosztować naszej ulubionej grochówki wojskowej! Jeśli będziecie w Zwierzyńcu – koniecznie jej spróbujcie! Jest naprawdę sycąca, smaczna i niedroga!
Po naszym obiedzie w Zwierzyńcu trochę pobłądziliśmy. Nie wiem co nam przyszło do głowy – ale zamiast jechać asfaltowym pasem ścieżki rowerowej prowadzącej prosto do Zamościa, obraliśmy trasę leśną, słabo oznakowaną, przez jakąś górkę i tak tłukliśmy się rowerami jakieś 45 min, zagrzebując się w piaskach … zanim dotarliśmy do głównej drogi w Żurawnicy, przy której znajduje się ścieżka rowerowa. Po takich przeżyciach, dalsza trasa była tylko przyjemnością i wkrótce dotarliśmy do Zamościa.
Zamość – perła renesansu
Szczęśliwie dotarliśmy do Zamościa. W Zamościu bywam regularnie, natomiast dla Artura był to pierwszy raz. Plac na Rynku Wielkim otoczony restauracjami, urocze kamieniczki i klimat renesansowego miasta – Zamość bardzo nam się podobał w tej letniej scenerii.

Tego dnia na rynku odbywał się koncert i po prawej stronie Ratusza stała scena. Dodatkowo na placu na Rynku Wielkim – Panowie przebrani w dawne stroje, werbowali turystów do musztry. Te specjalne pokazy przygotowało Zamojskie Bractwo Rycerskie.
Jeszcze tylko kilka pamiątkowych ujęć na tle Zamościa i szukamy miejsca, w którym będziemy mogli zatrzymać się na dłużej, zjeść coś i odpocząć. Tak się złożyło, że dotarliśmy do restauracji Corner Pub. Nasza kolacja tego dnia składała się z dwóch dużych pizz! Artur przetestował jeszcze nowe piwo „Tańczący z chmielami” z browaru Dziki Wschód, a ja miałam jeszcze trochę czasu na notatki w moim podróżniczym dzienniku.

Po kolacji w Corner Pub wstąpiliśmy do kawiarni i palarni kawy Galicya. Miejsce godne polecenia – pyszna kawa pochodząca z różnych stron świata, a do tego słodkie specjały galicyjskie i herbata. W moim dzienniku z podróży tak mam zanotowane:
Artur wybrał kawę z Gwatemali i bardzo mu smakowała. Ja byłam przejedzona, więc nic nie zamawiałam wystarczyła mi tylko woda. Artur po tej kawie dostał takiego speedu, że w dalszej drodze z Zamościa musiałam wielokrotnie do niego dojeżdżać. Jechaliśmy na rowerach i podziwialiśmy widok zachodzącego słońca na tle lubelskich pól.
Nocujemy w Skierbieszowie
Tego dnia mieliśmy w planach nocleg w namiocie na dziko, ale Artur – specjalista od wyszukiwania noclegów, znalazł gospodarstwo agroturystyczne Agroturystyka na Zielonej, w którym zatrzymaliśmy się na noc. Wszystkie pokoje były już zajęte, ale zostało trochę miejsca na samym podwórzu. Dzięki uprzejmości gospodarza rozłożyliśmy namiot za 20 zł.

Akurat w tym dniu odbywały się Dni Skierbieszowa. Gwiazdą wieczoru był zespół Video, a później grał jakiś szalony DJ. Ja padłam mimo hałasu, ale Artur usnął dopiero po zakończeniu imprezy. Noo cóż… nikt nie mówił, że będzie łatwo.
Sam nocleg w Skierbieszowie był bezpieczny. Jedyne czego nam tam brakowało to prysznica po całodniowym wysiłku. Koniec końców musieliśmy zadowolić się wodą mineralną z butelek i nawilżonymi chusteczkami. Przetrwaliśmy jakoś noc w namiocie, a kąpiel na pełnym wypasie czekała na nas dnia następnego w Chełmskim Parku Wodnym.