Dzień 5 przyniósł nam wiele niespodziewanych przygód. Zamknięta przeprawa przez Bug na odcinku Green Velo, 10 kilometrowy odcinek po bruku. Dzięki tym „atrakcjom” udało się nam przejechać tego dnia tylko 93 kilometry, był to jeden z najbardziej męczących odcinków na trasie.

Dzień podróży: 5
(wcześniejszy dzień podróży opisany jest TUTAJ)
Data: 10.07.2018
Ilość przejechanych kilometrów: 93 km
Trasa: Nowy Pawłów – Gnojno – Kleszczele – Dubicze Cerkiewne
Poniżej 5 dzień podróży na mapie. Na pierwszej zaznaczony jest przejechany odcinek w tym dniu na całej trasie nad Morze, na drugiej mapie – odcinek w przybliżeniu . Jeśli chcecie wiedzieć więcej na temat tej trasy zajrzyjcie TUTAJ.
Przystanek Green Velo MOR Gnojno – zamknięta przeprawa przez Bug
Po relaksującej nocy w agroturystyce u Państwa Maksymiuków ruszyliśmy na trasę. Po kilkunastu kilometrach na odcinku Green Velo docieramy do Gnojna, zatrzymujemy się tam w sklepiku w którym czas zatrzymał się w PRLu. Zrobiliśmy małe zakupy i ruszyliśmy w stronę przeprawy na Bugu (zaraz obok znajduje się MOR). Po dotarciu na miejsce okazało się, że przeprawa promowa jest zamknięta z powodu niskiego poziomu wody na Bugu. Oznaczało to dla nas dodatkowe kilometry.
Przeprawa promowa Mielnik Przedmieście – Zabuże
Z Gnojna ruszyliśmy w stronę przeprawy promowej Mielnik Przedmieście – Zabuże. Na miejscu zastaliśmy czekające samochody, pieszych i rowerzystów. Prom wracał już z drugiego brzegu, więc nie musieliśmy długo czekać. Okazało się, że napędzany jest siłą mięśni dwóch miłych panów, którzy chętnie opowiedzą o lokalnych atrakcjach. Zapakowaliśmy się na pokład i po kilku minutach byliśmy już na drugim brzegu Bugu. Była to dla nas niemała atrakcja, pierwszy raz przeprawialiśmy się w ten sposób przez rzekę.

Zabużańskie klimaty
Za przeprawą w Zabużu popełniliśmy mały błąd, zamiast kierować się szlakiem Green Velo w stronę Szumiłówki, skręciliśmy na wschód w stronę wsi Tymianka. Okazało się potem, że ta decyzja nie była najlepsza. Ale o tym później. Na razie jechaliśmy przez lasy asfaltową drogą, mijaliśmy też zapomniane przygraniczne wioski. Dużo tu było drewnianych chat i ludzi pamiętających dawne czasy. W miejscowości Adamowo-Zastawa skręcamy na północ.

Telatycze – Kaplica w środku lasu
W drodze przez lasy nadleśnictwa Nurzec naszą uwagę zwróciła kaplica stojąca niedaleko drogi. Postanowiliśmy się zatrzymać. Okazuję się, że historia Telatycz sięga XV wieku. Już wtedy istniała tutaj posiadłość ziemska. W drugiej połowie XIX wieku właścicielką dóbr w Telatyczach została hrabina Maria Potocka. To ona ufundowała tutejszą kaplicę jako wotum, aby zahamować pomór bydła w swoich majątkach. Obecnie znajdują się tu prawosławne ikony jak i katolickie krzyże.
Wnętrze Kaplica w Telatyczach
Wieś Tymianka – obwoźny sklep i rozmowy na ławeczce
Cały czas otaczają nas sielskie klimaty zabużańskich wsi rodem z filmu „U Pana Boga za piecem”. Powoli docieramy do wsi Tymianka, gdzie czas się zatrzymał. Widać, że mieszkającym tu głównie starszym osobom się nie przelewa. Postanowiliśmy zrobić sobie tutaj przerwę na ławeczce obok drewnianej chaty. Po chwili wyszła do nas starsza Pani i poczęstowała nas pysznymi jabłkami ze swojego ogrodu, porozmawialiśmy z nią. Okazało się, że mieszka tu już ponad 80 lat, jej dzieci wyjechały. Pytała nas skąd jedziemy i co chcemy tu zobaczyć, przecież tu nic nie ma! Po chwili podjechał do nas Pan z obwoźnym sklepem mięsnym! Postanowiłem więc kupić kilka kabanosów. W promieniu 10 kilometrów nie znajdziecie tam żadnych sklepów, warto więc zaopatrzyć się wcześniej.

Brukiem w stronę Milejczyc
W Tymiance debatowaliśmy chwilę jaką drogą dotrzeć do Kleszczeli. Postanowiliśmy wybrać „skrót” biegnący polną drogą, który robił się coraz bardziej piaszczysty. Po chwili spotkaliśmy traktorzystę wracającego z pola. Powiedział nam, że dalej są coraz gorsze piaski i ciężko nam będzie jechać, lepiej nam będzie jechać drogą w kierunku Milejczyc. Ruszyliśmy więc. Droga była lepsza od piasków ale… Był to bruk pamiętający zamierzchłe czasy. Na kocich łbach podskakiwały nam rowery z sakwami, a my poruszaliśmy się w żółwim tempie, ale nie było już odwrotu, musieliśmy dotrzeć do normalnej drogi w Milejczycach. W Nurzcu mieliśmy możliwość odbić na szlak Green Velo, jednak nawierzchnia tamtej drogi nie była wcale lepsza. W ten oto sposób po 11 kilometrach tortur dotarliśmy do asfaltowej drogi w Milejczycach.
Brukowa droga Jeszcze 5km!
„Zajazd u Jana” i Zalew Bachmaty
Po ciężkim odcinku zrobiliśmy się bardzo głodni, jednak w Kleszczelach nie znaleźliśmy nic dobrego do jedzenia. Uzupełniliśmy zapasy wody i ruszyliśmy dalej. 10 kilometrów dalej w Dubiczach Cerkiewnych znajdujemy „Zajazd u Jana”. Zaskoczył nas wybór regionalnych dań oraz piwo kraftowe z Browaru Markowego w lodówce. Zamówiliśmy barszcz ukraiński oraz klecki (rodzaj pyz faszerowanych mięsem).
Zmęczeni po przygodach dnia postanowiliśmy zarezerwować nocleg nad pobliskim zalewem w „Bachmatówce„. Dwu-osobowy pokój z prysznicem, tego nam było trzeba. Cena wynosiła 80 zł za noc.

Browar Markowy – degustacja nad zalewem
Na koniec dnia postanowiliśmy zdegustować dwa piwa z Browaru Markowego, warzonego w niedalekiej Hajnówce. „Wilczy Szlak” to całkiem udane piwko w stylu American India Pale Ale, intensywnie chmielone amerykańskimi chmielami na aromat i goryczkę. Drugi w kolejce był „Kornik” czyli Pale Ale z dodatkiem igieł świerku, zapach lasu i żywiczność była w nim naprawdę wyczuwalna! W Białowieży w Bike Cafe udało mi się spróbować ich najmocniejszego i najbardziej treściwego piwa – RISa „Carskiego”. Ale to już inna opowieść…
„szkło degustacyjne” musi być Wilczy szlak i Kornik