Dzień, w którym przejechaliśmy 120 kilometrów na naszej trasie Rzeszów-Bałtyk. Piękna trasa wzdłuż Bugu, leniwe krajobrazy, mieszanka przygranicznych kultur w Sławatyczach, wizyta w Kostomłotach i zaskakujący Janów Podlaski. Wszystkie nasze trudy, dopełnił nocleg w gospodarstwie agroturystycznym.
Dzień podróży: 4 (wcześniejszy dzień podróży opisany jest TUTAJ)
Data: 09.07.2018
Ilość przejechanych kilometrów: 120 km
Trasa: Jezioro Białe (Okuninka, Włodawa, Szuminka, Różanka, Pawluki, Hanna, Sławatyczne, Liszna, Szostaki, Kodeń, Kostomłoty, Michalków, Terespol, Koroszczyn, Krzyczew, Zaczopki, Błonie, Werchliś, Janów Podlaski, Nowy Pawłów
Poniżej 4 dzień podróży na mapie. Na pierwszej zaznaczyłam przejechany odcinek w tym dniu na całej trasie nad Morze, na drugiej mapie – odcinek w przybliżeniu . Jeśli chcecie wiedzieć więcej na temat tej trasy zajrzyjcie TUTAJ.
Różanka nad Bugiem
Ten dzień był jednym z dni, które na naszej trasie Rzeszów-Morze Bałtyckie można nazwać bezproblemowym i na pełnym luzie. Po pierwsze – praktycznie cała trasa przebiegała przez tereny płaskie (jechaliśmy głównie szlakiem GreenVelo), po drugie, nie próbowaliśmy też zbaczać i jechać na skróty (co często się źle dla nas kończyło).

Pierwszym przystankiem na naszej trasie była Włodawa – tam tylko zjedliśmy śniadanie po naszym noclegu nad Jeziorem Białym i ruszyliśmy dalej. Później, kierując się przydrożnymi drogowskazami, zahaczyliśmy jeszcze o Różankę nad Bugiem. Zachęcił nas do tego wjazd do wsi (niegdyś miasta magnackiego) usłany aleją starych drzew. Przejeżdżając przez wnękę w ruinach folwarku (szkoda, że są w tak opłakanym stanie) dotarliśmy na miejsce. Wieś bardzo osobliwa. Na jej terenie znajdują się m.in: pozostałości po pałacu, park, kościół św. Augustyna i wieża widokowa. Spokój, cisza, czuć bliskość z naturą. Artur jak się tylko dowiedział, że jest tam wieża widokowa, od razu ruszył w jej stronę. Tam też zrobiliśmy krótką przerwę.
Przystanek – Sławatycze
Po Różance przyszedł czas na Sławatycze. Jak wyglądają Sławatycze oczami rowerzysty? To wieś, którą bardzo dobrze charakteryzuje mural znajdujący się na zdjęciu poniżej. Mieszankę religii pogranicza prezentują najlepiej dwa architektoniczne symbole. Na rynku stoi murowana cerkiew prawosławna pod wezwaniem Opieki Matki Bożej, a naprzeciwko niej – kościół pod wezwaniem Matki Bożej Różańcowej.

Kostomłoty – jedyna w Polsce neounicka parafia i sanktuarium unitów podlaskich
Kilkanaście kilometrów przed Terespolem czekał na nas zabytek, który znalazł się na naszej liście podróżniczej – Kostomłoty. To miejsce unikatowe na skalę Polski i świata, nie tylko ze względu na zabytkową cerkiew z ikoną jej patrona św. Nikity Męczennika. To właśnie w tym miejscu przez wiele lat neounici walczyli o swoją tożsamość religijną, dzięki czemu ich tradycje przetrwały do dziś. O historii neounitów podlaskich oraz ich heroicznej walce możecie przeczytać TUTAJ. Ja tymczasem pokażę Wam jak to miejsce wyglądało z naszej perspektywy, podczas czwartego dnia podróży rowerowej nad Morze Bałtyckie.







Dotarliśmy do przejścia granicznego z Białorusią w Terespolu. Dopiero wtedy przyszło nam na myśl, że mogliśmy wziąć ze sobą paszporty i zahaczyć jeszcze o Brześć. Mielibyśmy dodatkową rozrywkę i wydłużoną wycieczkę. Niestety bez dokumentów nic nie mogliśmy zrobić! To dla nas nauczka, by na kolejny trip zabrać też paszporty, bo nigdy nie wiadomo, co spotka nas podczas kolejnej wycieczki!

Z dziennika podróży: Ostatnie kilometry do Terespola strasznie nam się dłużyły, a to dlatego, że Artur w Kostomłotach znalazł dobrą restaurację, i nawet zdradził, co jest daniem dnia. A byliśmy już bardzo głodni! Właściwie to nadal jesteśmy, bo notuję przed podaniem jedzenia w restauracji Galeria Smaków. Artur zamówił devolaya z ryżem i marchewką, a do tego chleb ze smalcem (żeby przekąsić coś na szybko). Ja dzisiaj obiad bez mięsa – standardowo pierogi ruskie z surówką, a do tego dla ochłody – sorbet tropikalny. W tle leci muzyka, jest to chyba Nora Johnes. Za chwilę dostaniemy też piwko Nadbużańskie – ciemne i whisky lager.



Po tak sytym obiedzie ciężko było nam się ruszyć z Terespola! Ale jak już ruszyliśmy, to pędziliśmy co sił w nogach, aż… dotarliśmy do Janowa Podlaskiego. W związku z tym, że nocleg mieliśmy oddalony o kilka kilometrów od osady, nie zabawiliśmy tam długo. Udało nam się tylko zobaczyć piękny Zamek, który robi piorunujące wrażenie! Robiło się już późno, i do naszego noclegu dotarliśmy po godz. 19:00.


Nowy Pawłów – nocleg w gospodarstwie agroturystycznym
Nasz dzień na rowerach dobiegł końca. Znaleźliśmy nocleg doskonały w gospodarstwie agroturystycznym Beaty i Jerzego Maksymiuków. Spokojne, zaciszne miejsce, bardzo dobry przystanek dla rowerzystów. Tak się złożyło, że byliśmy jedynymi gośćmi tej nocy. Z tyłu gospodarstwa znajdowała się zagroda i piękne konie, o czym poinformowała nas przy kwaterowaniu gospodyni. Po małym odpoczynku i prysznicu poszliśmy oglądać zakątki tego miejsca. Dla nas, zmęczonych podróżników ten nocleg był idealny!
P.S. W tym dniu pobiliśmy rekord przejechanych kilometrów. To był dla nas zdecydowanie dobry dzień z mało uciążliwą trasą. Przejechaliśmy ponad 120 km.





Niesamowita wyprawa! Ja bym się chyba nie odważył na tak daleką podróż rowerem 🙂
Jedna z lepszych wypraw rowerowych, bo dzięki niej poznałam prawie całą Polskę Wschodnią. I też kiedyś myślałam, że się nie odważę i że to mało realne – ale małymi kroczkami, dzień po dniu i.. dotarliśmy nad Morze 🙂 Polecam takie wojaże, na początku można spróbować na dwa, trzy dni, żeby zbadać swoje siły 🙂 A potem chce się tylko więcej 🙂 Pozdrawiam!