W ósmym dniu naszej podróży rowerowej nad Morze przekraczamy granicę województwa warmińsko-mazurskiego. Przed nami całkiem nowe krajobrazy. Pofałdowane tereny, jeziora, mazurska architektura, znakomite jedzenie, opuszczone PGRy oraz bociany, bardzo dużo bocianów. Zobaczcie rowerowe Mazury w naszej relacji.

Dzień podróży: 8
(wcześniejszy dzień podróży opisany jest TUTAJ)
Data: 13.07.2018
Ilość przejechanych kilometrów: 89 km
Trasa: Augustów – Kalinowo – Golubie – Chełchy – Stare Juchy – Wydminy
Poniżej 8 dzień podróży. Na pierwszej mapie zaznaczony jest przejechany odcinek w tym dniu na całej trasie, na drugiej – odcinek w przybliżeniu . Jeśli chcecie wiedzieć więcej na temat tej trasy zajrzyjcie TUTAJ.
Kierunek Giżycko
Szybka pobudka oraz śniadanie z piekarni w Augustowie i ruszamy dalej. Piękna pogoda zachęca do pedałowania. Z Augustowa szlak Green Velo prowadzi dalej do w stronę Suwałk i Jeziora Wigry. Z braku czasu decydujemy się obrać kierunek na Giżycko. Omijamy główne szosy, często trasa prowadzi przez malownicze szutrowe drogi. Jedziemy wśród pól uprawnych oraz gospodarstw rolnych. Często zdarza się nam spotkać opuszczone domy i zagrody z zarośniętymi podwórkami w szczerym polu.
Gmina Kalinowo
Po kilkunastu kilometrach przekraczamy granicę województwa warmińsko-mazurskiego. Wjeżdżamy do Kalinowa. Mijamy tutaj kamienny kościół wybudowany w 1924 roku, który początkowo były świątynią ewangelicką, a po drugiej wojnie światowej przemianowano go na polski kościół rzymskokatolicki.

Mijamy kolejne mazurskie wsi i male miasteczka. Ze statystyk wynika, że Warmia i Mazury wyludniają się. Od 2011 roku notowany jest znaczący spadek liczby mieszkańców. Niski przyrost naturalny oraz ujemne saldo migracji sprawiają, że tereny te coraz bardziej się wyludniają, a społeczeństwo się starzeje. Młodzi uciekają do Warszawy, za granicę albo do większych miast województwa.
Chełchy – zapomniana wieś
Przejeżdżamy przez wieś Chełchy. Po drodze mijamy stare domy kryte eternitem oraz PGRowskie bloki. Wieś wygląda na zapomnianą. Znajdziemy też tu sklepik oraz stację PKP. Niestety nie zrobiłem tu żadnego zdjęcia, możesz zobaczyć to miejsce na street view tutaj. Stacja ta leży na linii kolejowej nr 41, jednak ruch pasażerski na odcinku Ełk – Olecko zakończył się z wprowadzeniem rozkładu jazdy 2012/2013. Od dawna nie przejechał tędy żaden pociąg osobowy.
Opuszczone PGRy
Po chwili natrafiamy na opuszczone budynki gospodarcze dawnego PGRu. Jest to całkiem spory kompleks budynków z silosami. Dachy powoli zapadają się, a teren zarasta przez krzaki i drzewa.

Bociani raj
Kilkaset metrów dalej czekało nas niezapomniane widowisko. Rolnik kosił trawę na pobliskiej łące, a okazję na żer znalazły tu bociany. Dużo bocianów! Nadlatywały z każdych stron i urządziły sobie tutaj prawdziwą ucztę. Nigdy wcześniej nie widzieliśmy tylu bocianów na jednej łące.

Stare Juchy i Gościniec na Wzgórzu – próbujemy lokalnych specjałów
Po drodze mijamy kolejne jeziora: Golubskie, Jachimowo, Straduńskie oraz Łaśmiady. Krajobraz mazurski robi na nas duże wrażenie. Pogoda jest piękna, jednak na niebie zaczęło się pojawiać coraz więcej chmur. Na razie się tym nie przejmujemy. Po kilkudziesięciu kilometrach zaczynamy się robić głodni. Rozpoczęliśmy poszukiwania czegoś dobrego do jedzenia.

Po kilku kilometrach trafiamy na znakomite miejsce! „Gościniec Na Wzgórzu„ w miejscowości Stare Juchy. Nie ma tu wielu stolików, a w porze obiadowej robi się naprawdę tłoczno. Postanowiliśmy poczekać kilkanaście minut na wolny stolik. I było warto! Siadamy przy stole na na werandzie.

Po długim namyśle zamawiamy gołąbki z tradycyjną mazurską babką ziemniaczaną oraz lina w sosie koperkowo-śmietanowym. Do tego robione na miejscu piwo oraz podpiwek. Wyglądało to znakomicie, smakowało jeszcze lepiej. Po kilu godzinach pedałowania tego właśnie potrzebowaliśmy. Robiony na miejscu podpiwek gasi pragnienie w upalny dzień i dodaje energii do dalszej drogi. Kolejny raz całkowicie przez przypadek udało nam się trafić na klimatyczne miejsce z wyśmienitą kuchnią.

Gościniec na Wzgórzu” plasuje się w na topowym miejscu jeśli chodzi o jedzenie podczas wyprawy. Mozna powiedzieć, że jest na równi z „Gospodą pod żubrem” w Białowieży.


Gmina Stare Juchy – atrakcje
Gmina Stare Juchy to doskonale miejsce do uprawiania aktywnej turystyki przez cały rok (rowerowej, wodnej, pieszej, konnej i sportów zimowych). Na terenie gminy znajdziecie aż 28 jezior. Wieś Stare Juchy należy do najstarszych miejscowości we wschodniej części Mazur. Stąd blisko już do takich atrakcji jak:
- „Wilczego Szańca” – siedziby Hitlera w Gierłoży k. Kętrzyna
- Ruin Zamku Krzyżackiego w Ełku,
- Twierdzy Bouen w Giżycku- Synagogi żydowskiej w Tykocinie,
- Świętej Lipki – perły polskiego baroku
- Mazurskiego Parku Krajobrazowego w Krutyniu k/Mikołajek
- Zabytkowych mostów w Stańczykach


Stare Juchy – wieża widokowa
Po sytym obiedzie z trudem wdrapujemy się na pobliską wieżę widokową wysoką na 20 metrów. Rozpościera się z niej wspaniały widok. Podziwiamy z niej niezwykłą mazurską panoramę oraz Jezioro Jędzelewo.

Nadciągają ciemne chmury
Po tak obfitym posiłku ciężko było nam się ruszyć z miejsca. Jednak czas naglił, a nad nami zaczęły pojawiać się ciemne chmury. Powoli zaczęliśmy jechać w stronę Giżycka. Jednak w pewnym momencie zagrzmiało i zaczął padać deszcz, który przemienił się w ulewę. Musieliśmy szybko znaleźć jakieś schronienie. Obok drogi stał drewniany domek letniskowy, postanowiliśmy schronić się tam pod dachem. Okazało się, że mieszka tam para turystów z Warszawy, która przyjęła nas bardzo miło. Nad nami rozpętała się burza z ulewą.

Zmiana planów – kierunek Wydminy
Deszcz powoli ustępował jednak pogoda na dalszą część dnia była niepewna. Małżeństwo z domku letniskowego poleciło nam nocleg w niedalekich Wydminach w „Scorpionie”. Postanawiamy, że jak tylko deszcz całkowicie ustanie, ruszamy do Wydmin. Na szczęście po jakimś czasie przestało padać. Podziękowaliśmy za schronienie i ruszyliśmy dalej, aby po kilku kilometrach zameldować się w „Scorpionie”.
Zostajemy na noc w Skorpionie w Wydminach

Nocleg w Scorpionie był jednym z naszych ulubionych. Zdziwicie się, bo miejsce samo w sobie nie było jakieś wyjątkowe. Nie chodziło o luksusy, których tam nie było, ale przez klimat tego miejsca. Czuliśmy się tam jakbyśmy cofnęli się w czasie do lat 90. Humory nam tego dnia dopisywały, więc wieczorem zeszliśmy na dół, by zagrać w bilarda. Porozmawialiśmy też przy barze w miłą właścicielką. Za nocleg zapłaciliśmy 40 zł za osobę. Do dyspozycji mieliśmy też balkon.

Tak zakończyliśmy ten dzień. Chociaż nie zrobiliśmy wiele kilometrów, dostarczył nam wiele pozytywnych emocji. A nocą udało nam się zrobić kilka fotek w nocnym klimacie.
