
Wyprawa rowerami nad Morze Bałtyckie stała się rzeczywistością. Aby nie tracić czasu – na wycieczkę rowerową wyruszyliśmy w piątek tuż po pracy (po godz 17:00). Ze spakowanymi dzień wcześniej sakwami i przygotowanymi rowerami wyruszyliśmy w drogę! Trasa pierwszego dnia była najkrótszą ze wszystkich odcinków, a to dlatego, że wyjechaliśmy stosunkowo późno i mieliśmy przed sobą tylko kilka dobrych godzin jazdy. Zresztą – taki był też cel, by przedostać się najkrótszą trasą do mojej rodzinnej miejscowości – do Tarnogrodu. Ponad 80 km przebyliśmy głównie szlakiem Green Velo, przemierzając trasę przez Łańcut, Żołynię, Leżajsk i dojeżdżając do Tarnogrodu.
Rzeszów – Tarnogród
Dzień podróży: 1
Data: 06.07.2018
Ilość przejechanych kilometrów: 86
Trasa: Rzeszów, Malawa, Krasne, Krzemienica, Dębina, Białobrzegi, Żołynia, Leżajsk, Stare Miasto, Kuryłówka, Luchów Dolny, Luchów Górny, Tarnogród
Zobaczcie jak to wygląda na mapie. Pierwsza mapka to szczegółowa droga jaką przejechaliśmy w tym dniu. Na drugiej mapce zaznaczyłam całą drogę nad Morze oraz na różowo – pokonany odcinek w pierwszym dniu naszej wyprawy. Szczegółową mapę znajdziecie TUTAJ

Z tak wyposażonymi rowerami ruszyliśmy w drogę. Jeśli jesteście ciekawi co znalazło się w sakwach i co zabraliśmy na naszą wycieczkę, kliknijcie TUTAJ. Znajdziecie tam mały przewodnik. Wspomnę jeszcze, że prowadziłam dziennik z całej rowerowej wyprawy i czasami do niego wracam. Dzień przed podróżą sporządziłam pierwszy wpis. Oto i on:
Przygotowujemy się do podróży. Sakwy leżą w kącie częściowo spakowane, a my zastanawiamy się nad tym, czy jutrzejsza pogoda nie spłata nam figla. Wszystkie prognozy zapowiadają burze po godz. 16:00, czyli akurat wtedy, kiedy planujemy wyruszyć w trasę – pierwszy odcinek naszej podróży. Jeśli faktycznie będzie padać, a właściwie to lać – zostajemy na noc w Rzeszowie i wyruszamy w sobotę o świcie (…)
P.S. Artura boli bok, mnie kolana i stawy i może trochę głowa. Ehhhh… paralitycy. I jak oni chcą zajechać nad to Morze?

Na szlaku Green Velo
Całe szczęście pogoda była idealna, pokropiło lekko tylko w okolicach Leżajska, ale to nam w niczym nie przeszkadzało. Z Rzeszowa jechaliśmy w stronę Łańcuta trasą Green Velo. Pejzaż malowniczy, wzdłuż torów kolejowych, z rozciągającymi się aż o horyzont polami wypełnionymi zbożem i kwitnącą roślinnością.




Dłużą przerwę na uzupełnienie płynów i małą przekąskę, zrobiliśmy sobie dopiero w Żołyni w Miejscu Obsługi Rowerzystów. Później już musieliśmy mocno przyśpieszyć, by dotrzeć przed nocą do domu.

W pierwszy dzień zaliczyłam wywrotkę. Po prostu nie wyrobiłam na zakręcie. Teraz mnie to bawi, ale wtedy nie było mi do śmiechu. Guz urósł bardzo szybko, a posiniaczone nogi zawiozłam do Gdańska. Niestety operowanie rowerem obciążonym po obu stronach wypchanymi sakwami nie jest wcale takie oczywiste! Prędkość i siła ciężkości zrobiły swoje! Miałam nauczkę na przyszłość, później już zakręty brałam z większą ostrożnością.

Dojechaliśmy do Tarnogrodu ok godz. 22:00. Byliśmy padnięci. W małym skrócie wyglądało to tak: kolacja, prysznic i łóżko. Musieliśmy wypocząć, bo następnego dnia czekała na nas dużo dłuższa wyprawa: Roztocze, Zwierzyniec i Zamość.